piątek, 22 stycznia 2016

(Nad)Wrażliwość


www.mystorybook.com

Mili Państwo, dziś będziemy rozmawiać właśnie o nadwrażliwości. Wielu z nas kojarzy nadwrażliwość z przewrażliwieniem czy nadopiekuńczością, jednak w tym kontekście to coś zupełnie innego. W tym wypadku, kiedy mówimy o nadwrażliwości mamy na myśli tą zmysłową, czyli to, że nasze zmysły odczuwają zbyt mocno albo odczuwają za mało. W tym poście bardzo często pojawiać się będzie słowo-klucz, czyli integracja sensoryczna. Co to takiego? Otóż integracja to scalenie czy wspólne działanie, a sensoryczna, bo dotyczy sensorów, czyli zmysłów. Wychodzi na to, że integracja sensoryczna to zgodna współpraca wszystkich zmysłów. Tym sposobem dochodzimy do kolejnego terminu, czyli do zaburzeń integracji sensorycznej. Zatem głoszę, co następuje: 

kiedy ludzkie zmysły trafiają na przeszkody w przetwarzaniu odbieranych bodźców, dochodzi do zaburzeń. Może zdarzyć się tak, że bodźce te będą odbierane nieprawidłowo, czyli albo zbyt słabo, albo zbyt mocno.

www.pakemanprimary.co,uk

Jednak o zaburzeniach integracji sensorycznej możemy mówić tylko w momencie, kiedy wykluczymy inne zaburzenia czy czynniki fizjologiczne (np. uszkodzenia wzroku, słuchu, zaburzenia neurologiczne, choroby, itp.). Dlatego: jeśli widzimy, że coś jest nie halo z naszym dzieckiem, jego kolegą, uczniem, sąsiadem, etc. najpierw udajemy się do lekarza. Jeśli on stwierdzi, że wszystko jest jednak halo, a mimo to wciąż nie opuszcza nas wrażenie, że nie do końca, możemy pokusić się o zaburzenia SI (to w języku czarów oznacza integrację sensoryczną ;) ).

Czym się objawiają zaburzenia SI? Najprościej jest dostrzec nadwrażliwość na bodźce wzrokowe, dźwięki, zapachy, smaki czy dotyk. Na przykład nasze dziecko krzywi się przed telewizorem albo skarży się, że czasem bolą je oczy, albo (co gorsze) światło boli je w oczy. W przypadku dźwięków dziecko może w pewnych przypadkach zasłaniać sobie uszy, albo skarżyć się, że niektóre dźwięki bolą je w uszy. Kiedy natomiast ledwo muśnięte dziecko podnosi lament i wrzeszczy w niebogłosy możemy podejrzewać, że mamy do czynienia z nadwrażliwością na dotyk. To samo tyczy się wyostrzenia smaku, czy węchu. Czasem, kiedy dziecko mówi, że coś smakuje obrzydliwie, to rzeczywiście w jego odczuciu może tak smakować. Podobnie jest z zapachami: dziecku coś śmierdzi, a my kompletnie nic nie czujemy. Jednak nadwrażliwość to jeszcze nie wszystko!

Zdarzają się przypadki, kiedy dziecko jest niedostymulowane i jego zmysły same szukają bodźców. W takim przypadku dzieci będą próbowały dostymulować się same i (o zgrozo!) będą robić to podświadomie. Na przykład celowo wpatrując się w obrazy u nas wywołujące oczopląs czy zwiastujące rychły napad epilepsji. Będą słuchały dziwnych albo po prostu zbyt głośnych dźwięków. Inne mogą się drapać, szczypać, czy celowo stąpać po klockach. Przykładów jest wiele. Jednak to wciąż nie koniec!

Nie zawsze przecież zaburzenia percepcji zmysłowej są tak jasne i oczywiste. Czasem zdarza się, że mamy wrażenie, że dziecko nas nie słyszy, na coś nie zwraca uwagi, albo jest niezdarne. Tymczasem może się właśnie okazać, że mamy do czynienia z takim właśnie zaburzeniem. 

Myśleliście, że to już koniec? Nic z tego!

Istnieje bowiem coś takiego jak czucie głębokie, czyli propriocepcja. To jest coś w rodzaju czucia wewnętrznego. Czucie głębokie stymulowane jest na przykład podczas porodu naturalnego kiedy to dziecko musi przecisnąć się przez kanał rodny. Na tym również bazują wszystkie mądre księgi i jeszcze mądrzejsi ludzie, którzy każą takiego noworodka porządnie okutać. Kiedy jednak dziecko zbyt mocno nas przytula, pisząc w zeszycie prawie dziurawi kartki, bo tak mocno przyciska ołówek, albo wciska się wszędzie, gdzie się da, byle było ciasno, to może być znak, że coś dzieje się (albo prawdopodobnie już się zadziało) z jego czuciem głębokim. Można powiedzieć, że takie dziecko jest niedociśnięte. Od tego uzależnione jest także na przykład napięcie mięśniowe, które odpowiada za sprawną pracę rąk czy nóg.

www.wallpaperstock.net

No i po co ja w ogóle o tym wszystkim piszę?! Ano na przykład po to, żebyście, moi mili, pomyśleli o tym zanim zaczniecie podejrzewać swoje (lub nieswoje) pociechy o skrajny debilizm, niedbalstwo, czy niezdarność. Zaburzenia integracji sensorycznej można korygować w specjalnych gabinetach terapii sensorycznej oraz na treningach słuchowych (w przypadku zaburzeń percepcji słuchowej). Pamiętajcie, że zaburzenia SI często towarzyszą dyslektykom, ale równie dobrze mogą dotyczyć dzieci nie mających trudności w uczeniu się.

Co jednak wydaje mi się ważniejsze: warto, można i powinno się zapobiegać tym zaburzeniom! Dlaczego? Ano głównie dlatego, że, po pierwsze: terapia w gabinecie SI jest (delikatnie mówiąc) dość droga ;) Po drugie: gabinetów terapeutycznych jest wciąż niezbyt wiele (stąd po pierwsze), a w niektórych miastach nie ma ich wcale. Po trzecie: jak zwykle, lepiej zapobiegać niż leczyć! A w tym przypadku zapobieganie wydaje się dość banalne. Otóż najczęściej w gabinetach terapii sensorycznej rodzice zostawiają pierdyliony złotych monet za rzeczy, które najczęściej oni sami mieli na porządku dziennym, bo matka z ojcem wywalali na podwórko, żeby mieć chwilę spokoju. Tym samym gabinety SI wypełniają obrazy, dźwięki, piłeczki sensoryczne (takie z wypustkami), huśtawki, kołyski, tunele, deskorolki, równoważnie, maty i inne cuda, których odpowiedniki można znaleźć w plenerze. My, dorośli możemy zaoferować dzieciom podobne stymulatory w realu jeszcze zanim terapia będzie potrzebna. Wiadomo, z niczym nie można przesadzać i we wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek. Wszystko musi być też dopasowane do poziomu rozwoju dziecka, bo jeśli je przestymulujemy (czyli przesadzimy z bodźcami), to i tak będziemy potrzebować pomocy terapeuty z gabinetu SI.

fot. Śpisiowamama

Po więcej informacji odsyłam Was do stron, z których korzystałam, żeby napisać ten wpis:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz