W ubiegłym miesiącu kopnął mnie zaszczyt świętowania urodzin :) Już po raz trzydziesty :D I, o dziwo, obyło się bez spazmów i płaczu ;) A dlaczego? Ano dlatego, że po prostu szkoda mi czasu na bezproduktywne użalanie się nad sobą ;) Owszem, zdarzył mi się epizod, kiedy to byłam o krok od uronienia krokodylej łzy nad swym nieuchronnym losem, ale wtedy to trafiłam na instagramowe fotki młodocianych dziewoj, które rozpaczały, że oto skończyły właśnie 20 (tak, słownie DWADZIEŚCIA ) lat.
Zdaję sobie sprawę, że są osoby (i to nawet sporo tych osób jest), dla których 25. urodziny to czas, kiedy kończy się świat, a po trzydziestce to pozostaje jedynie położyć się i czekać na śmierć;)
Żeby nie było tak kolorowo, to owszem i ja miałam takie przebłyski, że jak to? Przecież jeszcze niedawno uważałam, że ludzie po trzydziestce są starzy ;) Ale potem sama skończyłam trzydziestkę i doszłam do wniosku, że trzydziestolatki są spoko ;)
Z resztą już chyba do końca życia będzie tak, że dla jednych będę starą truflą, podczas gdy dla innych będę głupim szczylem. Jak w piosence Hey, nikomu nie dogodzisz ;)
Zatem, jako rzecze Chandler Bing: "Lepiej mieć z górki, niż leżeć pod nią!"
Happy birthday to me!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz