www.mystorybook.com
Mili Państwo, dziś będziemy
rozmawiać właśnie o nadwrażliwości. Wielu z nas kojarzy nadwrażliwość z przewrażliwieniem
czy nadopiekuńczością, jednak w tym kontekście to coś zupełnie innego. W
tym wypadku, kiedy mówimy o nadwrażliwości mamy na myśli tą zmysłową,
czyli to, że nasze zmysły odczuwają zbyt mocno albo odczuwają za mało.
W tym poście bardzo często pojawiać się będzie słowo-klucz, czyli integracja
sensoryczna. Co to takiego? Otóż integracja to scalenie czy wspólne
działanie, a sensoryczna, bo dotyczy sensorów, czyli zmysłów.
Wychodzi na to, że integracja sensoryczna to zgodna współpraca wszystkich
zmysłów. Tym sposobem dochodzimy do kolejnego terminu, czyli do zaburzeń
integracji sensorycznej. Zatem głoszę, co następuje:
kiedy ludzkie zmysły trafiają na przeszkody w przetwarzaniu odbieranych bodźców, dochodzi do
zaburzeń. Może zdarzyć się tak, że bodźce te będą odbierane nieprawidłowo,
czyli albo zbyt słabo, albo zbyt mocno.
www.pakemanprimary.co,uk
Jednak o zaburzeniach
integracji sensorycznej możemy mówić tylko w momencie, kiedy wykluczymy
inne zaburzenia czy czynniki fizjologiczne (np. uszkodzenia wzroku, słuchu,
zaburzenia neurologiczne, choroby, itp.). Dlatego: jeśli widzimy, że coś jest nie
halo z naszym dzieckiem, jego kolegą, uczniem,
sąsiadem, etc. najpierw udajemy się do lekarza. Jeśli on stwierdzi, że wszystko
jest jednak halo, a mimo to wciąż nie opuszcza nas wrażenie, że nie do końca,
możemy pokusić się o zaburzenia SI (to w języku czarów oznacza integrację
sensoryczną ;) ).
Czym się objawiają
zaburzenia SI? Najprościej jest dostrzec nadwrażliwość na bodźce wzrokowe,
dźwięki, zapachy, smaki czy dotyk. Na przykład nasze dziecko krzywi się przed
telewizorem albo skarży się, że czasem bolą je oczy, albo (co gorsze) światło
boli je w oczy. W przypadku dźwięków dziecko może w pewnych przypadkach
zasłaniać sobie uszy, albo skarżyć się, że niektóre dźwięki bolą je w uszy.
Kiedy natomiast ledwo muśnięte dziecko podnosi lament i wrzeszczy w niebogłosy
możemy podejrzewać, że mamy do czynienia z nadwrażliwością na dotyk. To samo tyczy się wyostrzenia smaku, czy węchu. Czasem, kiedy dziecko mówi, że coś smakuje obrzydliwie, to rzeczywiście w jego odczuciu może tak smakować. Podobnie jest z zapachami: dziecku coś śmierdzi, a my kompletnie nic nie czujemy. Jednak
nadwrażliwość to jeszcze nie wszystko!
Zdarzają się przypadki,
kiedy dziecko jest niedostymulowane i jego zmysły same szukają bodźców. W takim
przypadku dzieci będą próbowały dostymulować się same i (o zgrozo!) będą robić
to podświadomie. Na przykład celowo wpatrując się w obrazy u nas wywołujące
oczopląs czy zwiastujące rychły napad epilepsji. Będą słuchały dziwnych albo po
prostu zbyt głośnych dźwięków. Inne mogą się drapać, szczypać, czy celowo
stąpać po klockach. Przykładów jest wiele. Jednak to wciąż nie koniec!
Nie zawsze przecież
zaburzenia percepcji zmysłowej są tak jasne i oczywiste. Czasem zdarza się, że
mamy wrażenie, że dziecko nas nie słyszy, na coś nie zwraca uwagi, albo jest
niezdarne. Tymczasem może się właśnie okazać, że mamy do czynienia z takim
właśnie zaburzeniem.
Myśleliście, że to już koniec? Nic z tego!
Istnieje bowiem coś takiego
jak czucie głębokie, czyli propriocepcja. To jest coś w rodzaju czucia
wewnętrznego. Czucie głębokie stymulowane jest na przykład podczas porodu
naturalnego kiedy to dziecko musi przecisnąć się przez kanał rodny. Na tym
również bazują wszystkie mądre księgi i jeszcze mądrzejsi ludzie, którzy każą
takiego noworodka porządnie okutać. Kiedy jednak dziecko zbyt mocno nas
przytula, pisząc w zeszycie prawie dziurawi kartki, bo tak mocno przyciska
ołówek, albo wciska się wszędzie, gdzie się da, byle było ciasno, to może być
znak, że coś dzieje się (albo prawdopodobnie już się zadziało) z jego czuciem
głębokim. Można powiedzieć, że takie dziecko jest niedociśnięte. Od tego
uzależnione jest także na przykład napięcie mięśniowe, które odpowiada
za sprawną pracę rąk czy nóg.
www.wallpaperstock.net
No i po co ja w ogóle o tym
wszystkim piszę?! Ano na przykład po to, żebyście, moi mili, pomyśleli o tym
zanim zaczniecie podejrzewać swoje (lub nieswoje) pociechy o skrajny debilizm,
niedbalstwo, czy niezdarność. Zaburzenia integracji sensorycznej można
korygować w specjalnych gabinetach terapii sensorycznej oraz na treningach słuchowych
(w przypadku zaburzeń percepcji słuchowej). Pamiętajcie, że zaburzenia SI
często towarzyszą dyslektykom, ale równie dobrze mogą dotyczyć dzieci nie
mających trudności w uczeniu się.
Co jednak wydaje mi się
ważniejsze: warto, można i powinno się zapobiegać tym zaburzeniom! Dlaczego?
Ano głównie dlatego, że, po pierwsze: terapia w gabinecie SI jest (delikatnie
mówiąc) dość droga ;) Po drugie: gabinetów terapeutycznych jest wciąż niezbyt
wiele (stąd po pierwsze), a w niektórych miastach nie ma ich wcale. Po trzecie:
jak zwykle, lepiej zapobiegać niż leczyć! A w tym przypadku zapobieganie wydaje
się dość banalne. Otóż najczęściej w gabinetach terapii sensorycznej rodzice
zostawiają pierdyliony złotych monet za rzeczy, które najczęściej oni sami mieli
na porządku dziennym, bo matka z ojcem wywalali na podwórko, żeby mieć chwilę
spokoju. Tym samym gabinety SI wypełniają obrazy, dźwięki, piłeczki sensoryczne
(takie z wypustkami), huśtawki, kołyski, tunele, deskorolki, równoważnie, maty
i inne cuda, których odpowiedniki można znaleźć w plenerze. My, dorośli możemy
zaoferować dzieciom podobne stymulatory w realu jeszcze zanim terapia będzie
potrzebna. Wiadomo, z niczym nie można przesadzać i we wszystkim należy
zachować zdrowy rozsądek. Wszystko musi być też dopasowane do poziomu rozwoju
dziecka, bo jeśli je przestymulujemy (czyli przesadzimy z bodźcami), to
i tak będziemy potrzebować pomocy terapeuty z gabinetu SI.
fot. Śpisiowamama
Po więcej informacji
odsyłam Was do stron, z których korzystałam, żeby napisać ten wpis: