Mimo tego, że moja
podstawowa komórka społeczna składa się zaledwie z dwóch osób, nasz dom nie
zalicza się do spokojnych. Być może dlatego, że oprócz nas zamieszkują go
także: pies (sztuk 1), kot (sztuk 1) oraz koszatniczka (sztuk 1). Z czego tylko
koszatniczka jest płci męskiej, poza nim reszta to baby.
Można by pomyśleć,
że skoro i kot i pies to baby, powinny się ze sobą dogadać… Właściwie, na ogół
tak jest. Choć te relacje trafniej opisało by określenie męskiej, szorstkiej
przyjaźni ;) Mimo tego, że i jedna i druga panna to niekwestionowane
KRÓLOWE, od pierwszego dnia ustaliły między sobą pewne zasady koegzystencji,
np.: miska psa, to miska psa, a miska kota, to miska wszystkich ;P Proste,
prawda?
W każdym razie,
mimo tak jasno postawionych granic, nieuniknione są czasem konfrontacje. Przy
ich okazji miałam szczęście zaobserwować, jak bardzo świat kota różni się od
świata psa. Dajmy na to taką sytuację:
Kocurka leży
tuż obok mnie, na kanapie. Pies radośnie wkracza do pokoju, ochoczo machając
ogonem. Podchodzi do kanapy i wielkimi, okrągłymi oczami w towarzystwie
radosnych pomruków domaga się głaskania. Kocurka się budzi i patrzy na to
wszystko kręcąc łebkiem. Pies nie poddaje się i dalej wdzięczy się do mnie
oczekując pieszczot. Na to wszystko kot (doprowadzony już chyba do
ostateczności) wyciąga w kierunku psa jedną łapkę i rozczapierzonymi pazurami
drąca psa po zadku. Sunia, myśląc, że kot wyręcza mnie w przeszczochaniu
nastawia zadek i cały grzbiet tak, żeby kocurka nie pozostawiła przypadkiem
jakiegoś niegłaskanego miejsca… Tak to właśnie wygląda. Kot wściekle okłada
psa, a pies myśli, że to wyraz sympatii.
Myślę sobie też,
że być może podobnie jest z kobietami i mężczyznami. Niby wszyscy mamy dwie
nogi, dwie ręce, głowę, itp. Niestety, nie oznacza to jednak, że mieszkający w
tej głowie mózg u jednych i drugich będzie funkcjonował tak samo. Patrząc na te
moje zwariowane zwierzaki, przypominam sobie, jak wiele jest sytuacji, w
których reagujemy jak pies i kot. Ona się cieszy, że zrobi remont, a on się
wścieka, że trzeba będzie latać po sklepach i wybierać najodpowiedniejszy
odcień białego. On się cieszy, że jest sobota i można się wyspać, a ona się
wścieka, że znów pół dnia prześpi w wyrze. I tak w kółko…
Jak mawiał klasyk:
życia nie oszukasz, facetom i kobietom nierzadko trudno jest się
dogadać, ale doświadczenie pokazuje, że mimo wszystko, jakoś się to udaje. Tak,
czy inaczej miska z wodą jest wspólna, pańcia każdego głaszcze za uchem tak
samo, a wizyta u weterynarza i jedno i drugie kosztuje mnóstwo stresu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz