czwartek, 26 maja 2016

Dzień Matki

Klęska urodzaju. Dzień Matki i Boże Ciało w jednym. 4.45. Kolega Małżonek nachyla się nade mną i czule muska ustami mój policzek. Otwieram jedno oko, potem powoli drugie. Uśmiecham się, na co on mówi aksamitnym głosem: „Obudził się…” [bęc!] Próbuje się jeszcze tłumaczyć, że próbował go uśpić, ale że już późno, a on musi się zbierać do pracy…

Kto w ogóle pracuje w Boże Ciało?! Internetów się burżujom zachciewa, a potem mój stary musi zasuwać w świątek, piątek czy niedzielę! Ale nie o tym…

Skrzydła matczynej miłości podnoszą mnie z łóżka. Serio, gdyby nie one, to wcale bym nie wstała. Niczym bohaterka Nocy żywych trupów zmierzam ruchem posuwistym do komnaty jaśnie pana, który po raz kolejny tego dnia wzywa (przypomnę tylko, iż wciąż jeszcze na zegarze nie wybiła piąta!). Szybka ocena sytuacji: na szczęście nie jest źle. Młody zrezygnował z opcji Dziecko Rosemary i sięgnął po lżejszy kaliber, jakim jest delikatne zawodzenie i meczenie niczym mała koza. Jednym słowem: sytuacja jak najbardziej do ogarnięcia. Po wielkości gałek ocznych i zagęszczeniu ruchów wnioskuję, że spania już raczej z tego nie ukręcimy, przynajmniej nie do śniadania ;) Rozsiadam się zatem w bujanym fotelu z Młodzieżą pod pachą. Młodzież ta wije się jak mała flądra wyciągnięta z wody, co niestety nie wróży dobrze. Grymas na twarzy też nie byle jaki, ale cały czas jeszcze mam nadzieję… Paradoks naszej sytuacji polega na tym, że ja przymykając oko niemalże usypiam, natomiast Młodzież zdaje się W OGÓLE NIE MRUGAĆ. Oczy ma za to wielkie jak pięć polskich nowych złotych, a mina wciąż nie zapowiada niczego dobrego. Lulamy się zatem w tym fotelu i zastanawiam się, o co Młodzieży może tym razem chodzić. Staram się przy tym nie przejmować, że moje dociekania przypominają nieco rozmowę głuchego z niemową. Nie sięgam już nawet po moje dwie mądre księgi pod tytułem parentingowy must have, bo boję się, że gdybym tylko zaczęła się w nie zagłębiać o tej porze, okazałoby się, że najprawdopodobniej nawaliliśmy z Kolegą Małżonkiem na całej linii. Przez to nasz syn będzie asymetrycznie zdezintegrowany sensorycznie, a jego rozwój będzie nieharmonijny. Do tego będzie niestabilny emocjonalnie, niepewny siebie i niezdolny do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie, przez co skończy jako menel pod sklepem monopolowym, albo jakiś ultraprawicowy polityk (!!!!!). No z czym do ludzi?!

Nie wiem, czy to kwestia wczesnej godziny, ale widzę nagle, jak autorka jednej z książek każe wyrzucić mi kubek Super Mamy, który dostałam już na tak zwany zaś. Autor drugiej za to dzwoni już do opieki społecznej, żeby uprzejmie donieść o moich parentingowych niedociągnięciach.

Nagle dociera do mnie, że w komnacie jaśnie pana jest jakoś cicho. Patrzę na Młodzież – oko zamknięte, drugie też. Małe usta wykrzywione na kształt uśmiechu. Zdaje się, że dziecię chciało się poprzytulać… No i tak to możemy pracować ;)

www.pinterest.com



#happymothersday

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz