Klęska urodzaju. Dzień
Matki i Boże Ciało w jednym. 4.45. Kolega Małżonek nachyla się nade mną i czule
muska ustami mój policzek. Otwieram jedno oko, potem powoli drugie. Uśmiecham
się, na co on mówi aksamitnym głosem: „Obudził się…” [bęc!] Próbuje się jeszcze
tłumaczyć, że próbował go uśpić, ale że już późno, a on musi się zbierać do
pracy…
Kto w ogóle pracuje w Boże
Ciało?! Internetów się burżujom zachciewa, a potem mój stary musi zasuwać w
świątek, piątek czy niedzielę! Ale nie o tym…
Skrzydła matczynej miłości
podnoszą mnie z łóżka. Serio, gdyby nie one, to wcale bym nie wstała. Niczym
bohaterka Nocy żywych trupów zmierzam ruchem posuwistym do komnaty
jaśnie pana, który po raz kolejny tego dnia wzywa (przypomnę tylko, iż wciąż
jeszcze na zegarze nie wybiła piąta!). Szybka ocena sytuacji: na szczęście nie
jest źle. Młody zrezygnował z opcji Dziecko Rosemary i sięgnął po
lżejszy kaliber, jakim jest delikatne zawodzenie i meczenie niczym mała koza.
Jednym słowem: sytuacja jak najbardziej do ogarnięcia. Po wielkości
gałek ocznych i zagęszczeniu ruchów wnioskuję, że spania już raczej z tego nie
ukręcimy, przynajmniej nie do śniadania ;) Rozsiadam się zatem w bujanym fotelu
z Młodzieżą pod pachą. Młodzież ta wije się jak mała flądra wyciągnięta z wody, co
niestety nie wróży dobrze. Grymas na twarzy też nie byle jaki, ale cały czas
jeszcze mam nadzieję… Paradoks naszej sytuacji polega na tym, że ja przymykając
oko niemalże usypiam, natomiast Młodzież zdaje się W OGÓLE NIE MRUGAĆ. Oczy ma
za to wielkie jak pięć polskich nowych złotych, a mina wciąż nie zapowiada
niczego dobrego. Lulamy się zatem w tym fotelu i zastanawiam się, o co
Młodzieży może tym razem chodzić. Staram się przy tym nie przejmować, że moje
dociekania przypominają nieco rozmowę głuchego z niemową. Nie sięgam już nawet
po moje dwie mądre księgi pod tytułem parentingowy must have, bo boję
się, że gdybym tylko zaczęła się w nie zagłębiać o tej porze, okazałoby się, że
najprawdopodobniej nawaliliśmy z Kolegą Małżonkiem na całej linii. Przez to nasz
syn będzie asymetrycznie zdezintegrowany sensorycznie, a jego rozwój będzie nieharmonijny.
Do tego będzie niestabilny emocjonalnie, niepewny siebie i niezdolny do
prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie, przez co skończy jako menel pod
sklepem monopolowym, albo jakiś ultraprawicowy polityk (!!!!!). No z czym do
ludzi?!
Nie wiem, czy to kwestia
wczesnej godziny, ale widzę nagle, jak autorka jednej z książek każe wyrzucić
mi kubek Super Mamy, który dostałam już na tak zwany zaś. Autor
drugiej za to dzwoni już do opieki społecznej, żeby uprzejmie donieść o moich
parentingowych niedociągnięciach.
Nagle dociera do mnie, że w
komnacie jaśnie pana jest jakoś cicho. Patrzę na Młodzież – oko zamknięte,
drugie też. Małe usta wykrzywione na kształt uśmiechu. Zdaje się, że dziecię
chciało się poprzytulać… No i tak to możemy pracować ;)
www.pinterest.com
#happymothersday