wtorek, 7 kwietnia 2015

Lekarze z kosmosu




W mojej rodzinie serial Na dobre i na złe nosi roboczy tytuł Lekarze z kosmosu. Głównie dlatego, że serialowa wizja pracy lekarza ma się nijak do rzeczywistości. Przecież w prawdziwym życiu lekarz prowadzi przecież niejedną pacjentkę, a kilka lub nawet kilkanaście. Nikt nie ma tyle czasu i władzy, żeby być jak doktor House ;)

Postanowiłam poruszyć temat lekarzy ponieważ w Wysokich Obcasach znalazłam artykuł pt. Ronić po ludzku. W tym krótkim artykule autorka opisuje swoje dramatyczne przeżycia związane z sytuacją, w której się znalazła oraz to, w jaki sposób została potraktowana przez personel szpitala, w którym leżała. Artykuł ten pojawił się w WO rok temu, jednak mój umiarkowany optymizm jakoś nie pozwala mi wierzyć, że wiele się przez ten rok zmieniło. Niestety autorka nie podaje nazwy ani nawet miejscowości, w której szpital się znajduje, nie mniej jednak myślę, że w całej Polsce mnóstwo jest przykładów takiego traktowania.

Mnie na szczęście ominęła połowa tej traumy. To znaczy ta część związana z pobytem w szpitalu. Już na izbie przyjęć, kiedy siedzieliśmy z Vincem w towarzystwie przyszłych mam i ich mężów, matek, ojców, braci, sąsiadów i nie wiadomo kogo jeszcze, położna oddziałowa podeszła do nas i zaproponowała, żebyśmy przenieśli się w inne, nieco odosobnione miejsce. Już po przyjęciu na oddział (nie na porodówkę, czy patologię ciąży!) wiedziałam, co mnie czeka. Położna oddziałowa opowiedziała mi o procedurze, którą trzeba uruchomić w takim przypadku. Później rozmowa z lekarzem z czasem przewidzianym na moje pytania. Przez cały ten czas czułam, że lekarze i położne są w szpitalu dla mnie, że się mną opiekują. Pozwolili Vincowi siedzieć ze mną, kiedy myślałam, że dosłownie wywinę się na drugą stronę z bólu. Nikt go nie wygonił, kiedy czekaliśmy na zabieg, choć było już grubo po godzinach odwiedzin. Wszystko było jasne i przejrzyste. Wiedziałam, co się ze mną dzieje i jaki będzie następny krok. Nikt na mnie nie krzyczał, kiedy prosiłam o kolejne leki przeciwbólowe. Nikt mi nawet nie zasugerował, że histeryzuję, czy przesadzam.


Nie wiem, skąd biorą się takie rozbieżności w podejściu personelu szpitala. Być może to kwestia zatrudnienia odpowiednich osób, być może kwestia szkoleń… Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni i wszędzie będzie można nie tylko rodzić po ludzku, ale też ronić po ludzku. Dokładanie rodzicom kolejnego zmartwienia w postaci niewybrednych i krzywdzących komentarzy, czy nieprofesjonalnego podejścia jest po prostu zwykłym barbarzyństwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz